Odwiedzin:

O mnie

Moje zdjęcie
Marcin Okoniewski
Wyświetl mój pełny profil

Popularne posty

16 listopada 2011

Wywiad na starym rynku - cała prawda o PiS!

18 września 2011

Co partie polityczne zrobią dla nas – studentów?


   Kampania wrze. Ostatnie tygodnie walki politycznej o wyborców, również tych najmłodszych, skłaniają sztaby partyjne do sięgania po wszelkie dostępne środki socjotechniczne. Jednakże nikt nie ma nam, studentom nic do zaoferowania. Nastały czasy, w których kampania jest najbardziej pozbawiona konkretnych treści merytorycznych. Częściej dąży się już do zdyskredytowania politycznego przeciwnika, niż przebijania się w absurdalnych w czasach kryzysu obietnicach.
   Ostatnie sondaże pokazują, że osoby w przedziale wiekowym 18-24 bardziej skłaniają się ku PiS niż Platformie Obywatelskiej. Choć są to tylko czyste spekulacje, zawierają ukryty sens, który wskazuje dążenie do zmiany. Przecież gorzej być nie może, więc lepiej zagłosować na opozycję, która na pewno coś zmieni.
   Żadna z partii nie oferuje nic konkretnego dla kształcących się studentów. Obietnica darmowego internetu w dzisiejszych czasach, dla młodego skomputeryzowanego pokolenia jest zbędnym banałem. Obecnie istnieje wiele miejsc, poza uczelniami gdzie łatwo o dostęp do darmowej sieci. Oferowana jest pomoc dla młodych przedsiębiorców zakładających własne firmy. W porządku, ale co z masą studentów – humanistów oraz resztą nie widzącą siebie w roli biznesmena zarządzającego działalnością gospodarczą?
   Zamiast ułatwiać nam – ludziom chcącym się kształcić – dostęp do nauki, skutecznie jesteśmy zniechęcani. Dzieje się to za sprawą chociażby ostatniej absurdalnej ustawy o płatnym drugim kierunku. Zaczynam więc wątpić, czy moje przekonanie, że to państwo powinno płacić za wykształconego obywatela, jest prawidłowe. Warto inwestować w siebie, i w swoją naukę, ale jak to robić nie mając gwarancji, że inwestycja zwróci się chociażby w postaci dobrze płatnej posady. To śmieszne, bo żaden z polityków reprezentujących nas na arenie międzynarodowej nie posługuje się językiem obcym, kiedy studenci robią tą z biegłą łatwością.
   Inną kwestią są koszty utrzymania się na studiach. Niestosowne są tu porównania z sąsiadami z zachodu, bo na nasze realia płac są to kwoty niewyobrażalnie wielkie. Obecnie pokój w akademiku to koszt około 250zł, za warunki, których nie życzyłby sobie nikt ceniący spokój i porządek. Do tego dochodzą koszty wyżywienia i materiałów niezbędnych do zajęć. Przy oszczędnym rozporządzaniu miesięcznie potrzeba 850zł, nie licząc wizyt w rodzinnym mieście, bo nie każdy okazał się szczęściarzem pochodzącym z miasta posiadającego uniwersytet.  Maksymalne stypendium socjalne to 500zł, co więc z resztą, szczególnie kiedy rodzice nie mają pracy?
   Na to i wiele innych pytań związanych z naszym losem nie uzyskamy odpowiedzi od osób, które uważają się za rządzących krajem.  Może przyszedł wreszcie czas na to, aby wziąć sprawy w swoje ręce, zarejestrować ruch studencki i walczyć o swoje prawa na plenum sejmowym.  Możemy też nie zrobić nic, oddać głos na duże partie i postąpić jak większość młodych ludzi - uszczęśliwić się na siłę emigracją z dala od ojczystego kraju. 
23 sierpnia 2011

Debaty nad debatą

   Wszystko zaczęło się od wystąpienia premiera Donalda Tuska na kilka godzin przed konwencją PiS. ,, Rękawice zostały rzucone" - takimi i podobnymi nagłówkami opieczętowały wypowiedź szefa PO, z 20 sierpnia, wszystkie staje informacyjne. Premier, słynący z chytrych zagrywek, które znajdują źródło w sztabie doradztwa PR klubu Platformy, wydaje się, że i tym razem osiągnął zamierzony efekt.
   Zaproszenie do debat wymierzył jedynie w swojego głównego rywala w nadchodzących wyborach - Prawo i Sprawiedliwość, dzieląc tym samym Polskę na pół. By podkreślić swoją ugodowość i wystylizowany obiektywizm, z ust premiera padła propozycja rozegrania pojedynku na łamach publicznej telewizji. Pominięcie pozostałej części opozycji, jak i koalicjanta PSL, nie obyło się bez reakcji, zarówno jednych jak i drugich. Nie ma co się dziwić, wybory lada moment więc należy zdyskredytować tylko realne zagrożenie na drodze do władzy, czyli PiS.
- Panie Tusk niech się pan nie boi Kalisza. - apelował na konferencji Ryszard Kalisz. -Niech siada pan do debaty z Kaczyńskim, Palikotem i Kaliszem. To by dopiero była debata. - dodaje poseł SLD. Zapewne nie obyłoby się bez fajerwerków i być może próby podjęcia przyszłej koalicji na linii SLD - Ruch Poparcia Palikota, bo nie zapominajmy, że to właśnie Ryszard Kalisz miał być jeszcze niedawno sensacją transferową Janusza Palikota, byłego posła PO. 
   Inaczej sprawa ma się jeśli chodzi o Tuska i Kaczyńskiego. Tu o współpracy mowy nie ma, ,,nie przy tym liderze, nie przy tych emocjach" , jak powiedział Newsweekowi Grzegorz Schetyna - marszałek sejmu w barwach PO. PiS dał do zrozumienia Tuskowi, że nikt nie będzie narzucał im programu działania, ani wciągał w te chore gry wymyślone przez popleczników premiera i zaproponował własne rozwiązanie. Utworzony został ośrodek programowy, do którego zapraszani będą niczym uczniowie na dywanik po kolei ministrowie, i zdawać raport ze swoich dotychczasowych dokonań.
   Jakby tego było mało, piłeczkę odbiła PO. Złożyła pozew do Sądu Okręgowego o publiczne sprostowanie nieprawdziwych wypowiedzi jakie padły z ust posła PiS Adama Hofmana, że platforma nic nie zrobiła przez swoją kadencję. A żeby było ciekawiej, do karuzeli przyłącza się pan Napieralski i wysyła pocztą program swojego SLD do pozostałych szefów. Wszystko wskazuje na to, że inni pójdą w jego ślady. Szkoda papieru, bo wszyscy dobrze wiemy, że po dostarczeniu zostaną rozdarte na strzępy. Oby tylko nie za przykładem Hofmana na wizji, bo kolejny proces murowany. Sądzę, że większość z naszych polityków przeczytała, bądź chociaż oglądała ojca chrzestnego. Nie jeden widzi się w jego roli, ale żaden nie stosuje się do jego zasad. Bo mimo iż głowy wszystkich mafijnych rodzin miały często sprzeczne interesy, zasiadały razem do stołu próbując rozwiązać konflikty i osiągnąć konsensus, nie na drodze przemocy, lecz pełnego wzajemnego szacunku dialogu. I to się nazywa klasa, której naszym politykom brakuje.
   Wracając do debaty. Nie ma co się dziwić - każdy chce grać u siebie i na własnych zasadach. Nawet szef PSL Waldemar Pawlak zaprasza do siebie na rozmowę. I co tu teraz zrobić? Zagrać w marynarza? Zrobić losowanie? Jakby nie wyszło i tak zawsze komuś będzie nie w smak. Trwają więc debaty nad debatą, i zanim się zakończą, ani się obejrzymy a będziemy już w urnach wyborczych. I na kogo zagłosujemy? No przecież wiadomo, na zwycięzce debaty. 
18 sierpnia 2011

STOP łamaczom nóg!

   Ile jeszcze razy będziemy słyszeć o brutalnych faulach piłkarskich ,bultelierów,? Ilu jeszcze piłkarzy, dołączy do coraz liczniejszego grona swoich ciężko kontuzjowanych kolegów. A wreszcie ile cennych talentów zostanie spalonych na panewce z powodu zaciekłej rywalizacji o pomeczowe bonusy finansowe?
Dramat w Maroko
   Do grona wyżej wymienionych dołączył w ubiegłą niedzielę Youssef Agnaou – 27 letni Marokańczyk. W meczu o Puchar Maroka, jego drużyna -  Chabab Rif Hoceima - pokonała 1:0 gości z Wydad Fez. Jednak to nie wynik pozostanie na długo pamięci marokańskich kibiców, lecz tragiczne zdarzenie, które miało miejsce kwadrans przed zakończeniem spotkania. 75 minuta, Y. Agnaou otrzymuje prostopadłe podanie na skraj pola karnego i na pełnej szybkości próbuje opanować piłkę. Niestety dla Agnaou, szarżę do piłki rozpoczął też bramkarz drużyny przeciwnej Abderafii Gassy. Sędzia widząc podniesioną chorągiewkę liniowego, odgwizduje spalonego. Jest już za późno. Pędzący wściekle bramkarz, rzuca się pod nogi Agnaou, nie trafia w piłkę, i tym samym łamie nogę Marokańczykowi. (wideo ze zdarzenia na dole artykułu).
Zawód: kosiarz
   I niech nikt, nie próbuje mi wmówić, że panuje tutaj rzymskie prawo - ,,chcącemu nie dzieje się krzywda”. Owszem, przyznaje rację trenerom i dziennikarzom, że piłkarz wychodząc na mecz podejmuje swego rodzaju ryzyko i liczy się z możliwością doznania urazu w kontakcie z przeciwnikiem, którego w tym sporcie nie sposób uniknąć. Ale czy godzi się również na tak brutalne i bezsensowne starcia, jak to wyżej przeze mnie wymienione? A takich przypadków są przecież tysiące, poczynając od klubów amatorskich a kończąc na tych najbardziej znanych.  Co zadziwia najbardziej, często łamacze nóg, dają upust swojej agresji  z pełną ŚWIADOMOŚCIĄ i PREMEDYTACJĄ. Niektórzy z nich, tuż po incydencie, nakładają maskę skruchy i przepraszają za złe zagranie, tak by zwyrodniała mamusia FIFA okazała się wyrozumiała i dała tylko 2 mecze zawieszenia i nie naruszyła zbytnio klubowego budżetu. Inni zaś, z dumą przechwalają się swoimi dokonaniami na forum, umacniając  tym samym, godną zaszczytu, opinię lokalnego kosiarza.
Na własne ryzyko?
   Interesujące stanowisko zajmuje w tej sprawie prokuratura. Tak, PROKURATURA, jest tutaj jak najbardziej na miejscu. Otóż, wedle artykułu 156 kodeksu karnego , świadome spowodowanie trwałego uszczerbku na zdrowiu grozi więzieniem, nawet do 10 lat. Rozważmy to więc na przykładzie naszych bohaterów. Wieczór, w ciemnym zaułku natrafiają na siebie odwieczni rywale Gassy i Agnaou. Ten pierwszy, słynący z nieposkromionej agresji i kochający dźwięk gruchotanych kości, solidnym kopniakiem łamie kość prawej nogi Agnaou. Dostaje 3 i pół roku w zawieszeniu oraz wysoką grzywnę. To samo zdarzenie, ale sytuacja inna – boisko piłkarskie. Werdykt : 3 mecze zawieszenia, mimo ok. 10 tysięcy świadków naocznych.



"Art. 156. [...] kto powoduje ciężki uszczerbek na zdrowiu [...],
podlega karze pozbawienia wolności od roku do lat 10. [...]
Jeżeli sprawca działa nieumyślnie,
podlega karze pozbawienia wolności do lat 3. "




   Jasne jest więc, że niestety prokuratura, ani powoływanie się nie literę prawa nic tu nie da. Choćby dlatego, że oprócz wspomnianej sztucznej skruchy dojdą żałosne wymówki typu : ,,poślizgnąłem się”, ,,to wina murawy” , ,,źle obliczyłem lot piłki”, ,,na boisku to normalne”, ,,to nie nasza wina, że wasi zawodnicy są mniej odporni”. Trenerzy i działacze twierdzą, iż zawieszenie to najsurowsza kara dla piłkarza. Zgadzam się, ale nie marne 3 mecze.  Według mnie kara powinna być bardziej rygorystyczna i sprawiedliwa, a mianowicie, zawieszenie faulującego trwać powinno tak długo jak rekonwalescencja kontuzjowanego.

,,Na boisku masz być skur…”
   Jako zwieńczenie użyję słów, które pozostaną w mej pamięci do końca życia. Po niezbyt udanym debiucie w drużynie seniorskiej Łódzkiego SMSu, widząc zasmucenie i porażkę na mojej twarzy, na rozmowę wziął mnie trener. Klepnął mnie w plecy i dał wspaniałomyślną radę: ,, Młody, na boisku masz być skurwsynem, inaczej nie będziesz grał. Musisz przepychać się łokciami. Jak nic nie grasz złam przynajmniej komuś nogę żebyś miał się czym pochwalić”. Trenerze, z tego co wiem szkoli Pan obecnie najmłodszych w łódzkim SMS.  Łudzę się nadzieją, iż nie przeprowadza Pan z nimi takich rozmów jak ze mną. Łudzę się , bo wiem że już wyrasta tam mała armia przyszłych łamaczy nóg, prawdziwych twardych zawodników. A jak się nie dostosują to stara dobra metoda: grzejesz ławkę.
   Na koniec mały apel do łamaczy nóg: wasze koszenie to tylko wyraz bezradności i braku wyszkolenia, po tym jak zostajecie mijani jak tyczki, przez techników jak zidane, ronaldinho i messi. Technika i myślenie zawsze zwycięży, a jeśli już agresja na boisku to ta , w najczystszej formie – kontrolowana i motywująca. I pamiętajcie : SZANUJCIE SWOJE NOGI.


16 sierpnia 2011

,,Panie premierze, jak żyć?"

   Z uporem maniaka, odpowiedź na to pytanie próbował uzyskać pan Stanisław Kowalczyk – jeden z poszkodowanych w lipcowych nawałnicach rolników we wsi Sady-Kolonia w woj. Mazowieckim.
   O wizycie premiera dowiedział się od kolegi. Oburzony brakiem nagłośnienia tych szczególnych odwiedzin przez lokalne władze, dotarł na miejsce w samą porę. Wystąpił z grona okolicznych rolników i stając twarzą w twarz z Donaldem Tuskiem bez ogródek oznajmij co na sercu leży przeciętnemu plantatorowi papryki i nie ma co ukrywać - ,,ręce opadają”. Zrozumiałe jest że pan Stanisław żalił się na zapomogi dla innych, poszkodowanych w tragediach takich jak katastrofa smoleńska. Lecz w normalnie rozwijających się, demokratycznych krajach, nie powinno występować zjawisko licytacji – kto więcej stracił. Pomoc powinni otrzymać wszyscy poszkodowani. ,,Jak ludzie tacy jak pani Pitera mogą się wypowiadać o rolnictwie, przejeżdżając drogim samochodem i chwaląc jakie to ładne mamy traktory”. Trudno i w tym się nie zgodzić.  ,, Pani Walc w Warszawie zarabia tysiące, do tego bonusy na koniec roku, a jakby tak zabrać z 12 tysięcy 2 tysiące dla rolników – to Boże broń, zaraz by się krew polała” – żalił się dalej pan Stanisław. Do głosu nie zostali dopuszczeni ani młody wójt, ani wojewoda, ani nawet sam premier.
   ,, Jest pan w końcu premier do cholery , to kto ma trzepnąć tą ręką?”. Tym i wieloma innym pytaniami został obsypany Donald Tusk. Jak się okazało na te najbardziej podstawowe, czyli jak żyć odpowiedzi nie ma. Znalazł ją za to prezes PiS Jarosław Kaczyński, według którego te słowa są podsumowaniem kadencji PO. Spotkanie można uznać za porażkę premiera, jeżeli już odpowiadał to nierzeczowo i wymijająco, trudno się dziwić, bo jak słusznie pan Stanisław zauważył ,, a skąd pan to może wiedzieć, ma pan tam swoje sprawy i byle jakich doradców”, a czasem nawet nie krył zniecierpliwienia, nerwowo wymachując rękoma chcąc przerwać słowotok rolnika .
   I mimo iż pan Stanisław po chwili monologu stwierdził iż premier to całkiem normalny facet (co jest nie lada wyróżnieniem na polskiej arenie politycznej), nie omieszkał w późniejszej wypowiedzi dla jednej ze stacji telewizyjnych dodać, że będzie obserwował jak się sytuacja rozwinie, i jeżeli pomocy szybkiej nie będzie, nie omieszka odpłacić się w nadchodzących wyborach, przekonując przy tym pozostałych mieszkańców. A przy takiej sile przebicia, charyzmatycznego mówcy, na Pana miejscu Panie premierze zacząłbym się obawiać o wynik nadchodzących wyborów.